środa, 24 lutego 2016

Zbyt dużo filmów

Nie przytłacza Was to czasem? Bo mnie bardzo. Filmów jest zbyt dużo. Dobrych filmów jest zbyt dużo. I mam w głowie taką myśl, że choćbym oglądała cały czas, to i tak nie dam rady. Bo są klasyki, na które trzeba wygospodarować czas, z jednej strony dlatego, że "wstyd nie widzieć", a z drugiej dlatego, że są po prostu dobre. Jest dużo filmów, które się już widziało (nawet i po kilka razy), ale bardzo się je lubi, więc chciałoby się je zobaczyć kolejny raz. I jest całe mnóstwo nowości, które dosłownie zalewają kina każdego dnia. I właśnie o tym chciałam dzisiaj napisać.

Źródło
Od grudnia jestem szczęśliwą posiadaczką karty Unlimited Cinema City. Karta jest dla mnie źródłem radości, ale i cierpienia. Bo o ile łatwiej się wymówić, że nie idę do kina, bo drogie, bo czasu nie ma, bo przecież po co skoro w domu też można obejrzeć doskonały film. A nie chodząc do kina nie widzi się zapowiedzi kolejnych premier. Teraz ta pierwsza wymówka (w gruncie rzeczy najważniejsza) odpadła.
Lubię układać sobie rzeczy w głowie. Robić listy właśnie. Np.: listę filmów mających premierę w styczniu, które chciałabym obejrzeć. No więc, żeby odhaczać kolejne filmy na liście idę do kina. Odhaczam jeden film i podczas oglądania trailerów odkrywam od jednego do trzech kolejnych, takich, na które koniecznie muszę iść. Skreślam jeden, dopisuję dwa. I lista zaczyna pęcznieć. Psuje się. Jest stara lista i tworzy się nowa. Filmy z nowej kuszą bardziej, bo obrazy z zapowiedzi świeże, ale z drugiej strony stare już niedługo skończą wyświetlać. Jak ustalić kolejność, żeby zobaczyć wszystkie, a jak już stracić to coś mniej godnego uwagi?!
I tak nie widziałam np. filmu Creed - narodziny legendy (Creed). Mimo bardzo dobrych recenzji. Mimo szczerej i głębokiej sympatii do całej serii Rockym.
I tak jest zawsze. Bo nie jestem w stanie chodzić do kina więcej niż 6 razy w miesiącu. No nie jestem w stanie, choćbym nie wiem jak się starała.

Źródło
A trailery kuszą, ojjj kuszą. Nawet słabe filmy mają dobre trailery. Więc jak siedzisz w tym kinie i już sobie myślisz, że fajnie, że w tym miesiącu chyba zdążysz zobaczyć wszystko co chciałaś, pojawia się pierwszy, drugi, trzeci zwiastun. I lista się burzy. A jeżeli masz jeszcze lekką obsesję na punkcie list tak jak ja, to pojawia się irytacja, że znów nie ogarniasz, a dopiero co ustawiłaś. Najgorzej jest zawsze na początku roku. Moja lista na luty, której wiem, że i tak nie zrealizuje kształtuje się następująco:

1. Deadpool
2. Brooklyn
3. Spotlight
4. Ave, Cezar! (Hail, Caesar!)
5. Zjawa (The Revenant)
6. Jak to robią single (How to be single)
7. Pokój (Room)
8. Zwierzogród (Zootopia)
9. Ojcowie i córki (Fathers and Daughters)
10. Na granicy
11. Lobster (The Lobster) - film o Phoebe Buffay?

Część powyższych filmów widziałam, a kilku wiem, że już na pewno nie zobaczę. Bo to są tylko premiery z lutego. A zaraz będzie marzec i wejdzie 400 kolejnych must-watch. W sobotę byłam w kinie na dwóch filmach (Brooklyn oraz Ave Cezar!). A wyszłam z chęcią obejrzenia trzech (Lobster, Królowa Pustyni (Queen of the Desert) i Carol). Nie podoba mi się ta matematyka. I aż się boję iść na Deadpoola.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz